Wczorajszde (dzisiejsze ?) Grand Prix ze wzgledu na polaczenie z inna impreza bylo nocnym BnO (Biegiem na Orientacje). Namawialem jedna bardzo sympatyczna mieczewianke na start ze mna w roli "pasazera' ale w koncu mieczewianka zrezygnowala - i chyba dobrze, zwazywszy co relacjonuje nizej ...
Po pojawieniu sie w bazie zawodow (bardzo przytulna i doskonale wyposazona swietlica wiejska w Trzecielinie za Steszewem) zwatpilem czy dobrze trafilem - na srodku swietlicy bawila sie pilkarzykami grupka dzieci. Troche dalej siedzieli starzy wyjadacze BnO - i tylko dlatego nie wycofalem sie ze swietlicy. Tak, okazalo sie, ze na nocne zawody, w listopadzie, wybrala sie trojka zawodnikow w wieku 10 lat ... szok ! Przypomnialem sobie moje wahania z tego popoludnia, czy nie jestem juz za stary na start w deszczu (popoludniu jeszcze padalo) i ze martwilem sie prognoza pogody, ktora mowila o mgle frakcji 0,3 od polnocy - i zawstydzilem sie. Mlodziezy humor i optymizm nie siadl do momentu samego startu.
Ale o samym biegu - trasa Grand Prix (czyli dluzsza niz mlodziezowa) miala tylko 7 km po liniach prostych, czyli max 10 km przebiegu, do zaliczenia 17 punktow na mapie. Niby niewiele, ale wjechalem na mete dopiero po 2 godz 13 min. Nie bylem jakos krancowo wyczerpany, poza jedną wtopą na bagienkach do ok polowy lydki nie bylo jakis strasznych bagien (oczywiscie organizatorzy tak ustawili pkt 5, zeby nogi zamoczyc i zeby przez pozostale 12 punktow nie bylo zbyt komfortowo w butach ...). Gorek szczegolnie karkolomnych tez nie bylo - niby wiec teren, mimo ze niebanalny i zroznicowany - nie byl szczegolnie wredny.
W latwym terenie ten dystans i taka ilosc punktow zajelyby mi max 1,5 godziny. Co bylo zatem killerem tego biegu ? Kolczasta flora - krzaki jeżyn rosnace wszedzie, niekiedy wyzej niz do pasa. Po powrocie do domu, pod prysznicem obejrzalem kolana i uda - wygladaly jak po bliskim spotkaniu z bomba kasetonowa ... Sympatyczny wzorek w szarpana pepitke wyharatany gleboko w skorze, pomimo grubego dresu.
Na pocieszenie - zaliczylem wszystkie punkty i popelnilem jedynie dwa w sumie niezbyt duze z technicznego punktu widzenia bledy. Pierwszy - posuwajac sie po warstwicach terenu zle wycelowalem w punkt i nastepnie poczalem szukac go w zlym kierunku - stracilem ok 10-15 minut.
Drugi blad (pomiedzy punktem 10 i 11) zadecydowal o spadku tempa juz do konca biegu i polegal na zle wybranej taktyce przebiegu miedzy dwoma oddalonymi o ok 800 m punktami. Przyjalem taktyke "na szage i po warstwicach" zamiast "droga i naokolo". Co prawda na tak wielkim dystansie zboczylem jedynie o 50-70 metrow i to w spodziewanym kierunku, ale z tego dystansu okolo 500 metrow to byla walka z zacisnietymi zebami ze zwalami krzakow jeżyn - odglos prutego dresu i zrywanych dziesiatkami kolcow z galazek nie opuszczal mnie przez dobre 20 minut tej walki. Na poczatku szedlem z takim drugim spryciarzem, ktory tak jak ja wykombinowal ze na szage przegoni konkurencje, ale po jakimns czasie nasza solidarnosc sie skonczyla i w locie zmienilismy swoje taktyki. Dalej poddawalem sie cierpieniu sam - po kilku minutach wyczerpalem zasob wszelkich brzydkich slow jakie znalem i na koniec szedlem w zacietym milczeniu. Kolce mialem nie tylko na udach i kolanach, ale na kostkach, na dloniach, na twarzy i na plecach (tak, bylo pare gleb w jeżynach).
Z cala pewnoscia nastepne zawody BnO bede chcial zaliczyc przy swietle dziennym ...
P.S.
Do godziny 00:15 kiedy dotarlem na mete trojka mlodziezy jeszcze nie zameldowala sie, mimo ze startowali o 22:08 i mieli trase "tylko" 3 km.
R.