Nasza figura - żywot Świętego Wawrzyńca z Rzymu
- Jarosław Malesiński
Wokół naszej mieczewskiej figury Św. Wawrzyńca wiele tematów osnute jest teraz.
Z funduszu sołeckiego pieniądze na odnowienie figury może otrzymamy, i poszukiwania bliźniaczych figur po dawnym powiecie śremskim trwają, bo sporo Wawrzyńców po wsiach stoi. Tak więc, by w temacie wawrzyńcowym pozostać przedkładam czytelnikom tekst jaki w dawnej prasie odnalazłem.
Pisownie pozostawiłem oryginalną a tekst ów znalazłem w gazecie
„Szkółka Niedzielna. Pismo Czasowe Poświęcone Włościanom”. 1838 R.2 nr33..
"Żywot Świętego Wawrzyńca, dyakona i męczennika.
Gdy liczba Chrześcian coraz bardziey się powiększała, Apostołowie nie mogąc sami wydołać i opowiadaniu słowa bożego, i nabożeństwu, i staraniu o ubogich i chorych, obrali sobie ku pomocy siedmiu mężów, pełnych ducha świętego i mądrości; a modląc się, włożyli na nich ręce i nazwali ich dyakonami. Do dyakonów więc szczególnie należało pamiętać o chorych, ubogich i wdowach; odbierać ofiary w czasie nabożeństwa od ludu, usługiwać przy Mszy świętey biskupowi. , Taki to urząd piastował w Rzymie Święty Wawrzyniec.
Zkąd on był rodem, o tem z pewnością wiedzieć nie można, bo iedni powiadaią, że się urodził w Hiszpanii, drudzy, że we Włoszech. To pewna, że już iako młodzieniec znaydował się w Rzymie, i przez swoie niewinne, skromne i pobożne zachowywanie się, ściągnął na siebie uwagę Sykstusa, pierwszego z dyakonów kościoła rzymskiego (arehidyakona). Ten wziąwszy go do siebie, z naiwiększą starannością zaiął się iego wychowaniem i wpaiaiąc w serce iego boską naukę Chrystusa, prowadził go do coraz większej doskonałości chrześciańskiey. Gdy ówczesny papież, Stefan pierwszy, roku dwóchsetnego pięćdziesiątego siódmego męczeńską śmiercią życie zakończył, obrano na iego mieysce głową kościoła Sykstusa, arehidyakona. Zaraz po swoiem wyniesieniu na tę godność pasterską, poświęcił swego wychowańca, Wawrzyńca, na dyakona, i oddał mu skarb kośćoła do zarządzania, i ubogich iego opiece polecił; którą to powinność znaywiększą sumiennością święty młodzian wypełniał aż do śmierci, która tego samego roku nastąpiła. Waleryan cesarz, chcący religią chrześciańską zagładzić, nie wiedząc, że ona była dziełem boskiem, wydał rozkaz, aby nasamprzód wszystkich biskupów, księży I dyokonów pomordować, ieźeliby się bałwanom ofiar kładać wzbraniali. Onto kazał umęczyć Stefana, a potem i iego następcę Sykstusa poymać i zmuszać do oddania czci fałszywym bogom; czego, gdy się ten święty oyciec uczynić wzbraniał, wyprowadzono go na cmentarz i tam mieczem ścięto. Swięty Wawrzyniec, zobaczywszy, że Sykstusa prowadzono na śmierć pobiegł za nim, i wśród płaczu i łkania tak do niego przemówił: "Gdzie idziesz oycze bez syna, gdzie się kapłanie bez twego dyakona kwapisz? Tyś nigdy ofiary bezemnie nIe odprawował, cóż się tedy twey oycowskiey miłości u mnie nie podobało i czym ia iest iaki wyrodek? Doznay ieżliś miał ze mnie godnego sługę, któremuś krew pańską zlecił. A ieżelim Sakramentów sprawowanie z tobą miał wspólne, czemuż też krwi rozlania, dla imienia Chrystusowego, z tobą spólnego mieć nie mam?" Tak święty dyakon pragnął wraz z swoim biskupem cierpieć dla Chrystusa. A papież Sykstus tak mu na to odpowiedział: "Nie odpuszczam cię, ani odstępuię synu, ale cię na większe męki dla Chrystusa chowam. Ja, iako stary, mnieyszą bitwę wygram: ale ty młody chwalebnjeysze z okrutnika zwycięztwo odniesiesz. Nie płaczże, dnia trzeciego póydziesz i ty za mną.” Tem przepowiedzeniem męczeństwa ucieszony Wawrzyniec, rozdzielił maiątek kościelny, który miał pod swoim zarządem, między ubogich, aby się nie dostał w ręce łakomych pogan, a ubodzy nie byli pozbawieni swey własności. Z tey samey pobudki poprzedał drogie naczynia kościelne, a zebrane pieniądze rozdał na potrzebuiących. Starosta Bzymu rozumieiąc, że kościół posiada niezmierne skarby, zamyślał o ich zagrabieniu. Kazał więc do siebie zawołać Wawrzyńca, i domagał się od niego, aby na iego Ci ręce wydał cesarzowi pieniądze i kosztowności kościelne. Wawrzyniec odpowiedział mu na to: "Zaiste, kościół nasz iest bardzo bogaty, i sam cesarz nie posiada takich bogactw, iakie on posiada. Pokaże ci znaczną ich część. Pozwól mi tylko pare dni czasu, abym ie mógł spisać, a inne rzeczy przyprowadzić do porządku." Pozwolił poganin Wawrzyńcowi trzy dni czasu i iuż naprzód radował sio z tego, że zagarnie niezmierne bogactwa. Tymczasem dyakon obiegi całe miasto i ogłosił, aby wszyscy ubodzy, których dotychczas ze skarbu kościelnego utrzymywał, na trzeci dzień zgromadzili się razem. Nadszedł ów trzeci dzień, a niepoliczone mnóstwo zgrzybiałych starców, ślepych, niemowów, chromych, trędowatych, sierót, ubogich dziewic i wdów, zgromadziło się w to mieysce, gdzie Chrześeianie odprawiali swie nabożeństwo. W naznaczonym czasie przybył i starosta Rzymu, obaczyć skarby kościelne i zabrać ie. Ale iakże się zadumiał, gdy zamiast złota i srebra, zastał tam samo ubóstwo. Rozgniewany na Wawrzyńca, zapytał się co się to znaczy, i domagał się z wściekłością skarbów. Ten mu zaś spokoynie odpowiedział: "Nie masz tu nic takiego, coby cię obrażać mogło. Złoto, którego tak chciwie pragniesz, martwym iest kruszcem, a powszechnem źródłem wielu występków, Prawdziwem złotem, iest owo niebieskie światło, którego ci oto używaią. Znayduią oni w swych ułomnościach, w swych cierpieniach, cierpliwie ponoszonych, naywiększe korzyści. Nie znaią oni owych występków i namiętności, które prawdziwemi są chorobami, a ludzi, zwłaszcza możnych, tak nieszczęśliwymi i nikczemnymi robią. Ci ubodzy, są to te skarby obiecane. To iest nasze złoto, to iest nasze srebro; a te dziewice i wdowy, są nasze perły, nasze drogie kamienie. Bierz skarby, miey o nich staranie, a przez to powiększysz sławę miasta, przyłożysz się do cesarza, i sam się zbogacisz." Starosta wściekał się ze złości i wołał:
"Jak to! ty śmiesz ze mnie sobie żartować, i wyśmiewać moię powagę? Znam ia was Chrześeianie, i wiem, że pragniecie śmierci. Ale nie ciesz się, że tak lekko umrzesz. Leniwą śmiercią masz konać. I dotrzymał okrutnik słowa. Na iego rozkaz przyniesiono kratę żelazną; rozebrano Wawrzyńca; obnażonego przywiązano do kraty. Pod nią wolny utrzymywano ogień, dopóty, dopóki całkiem upieczony, ducha Bogu nie oddał. Te męki tak wolne, a tak dolegliwie i okrutne, z naywiększą święty dyakon znosił cierpliwością; a zaięty miłością Boga i bliźniego, modlił się gorąco za nawrócenie pogańskiego Rzymu.
O jakże nas, mili Bracia! Ta stateczność w wierze, to wytrwanie w mękach aż do końca, zawstydzać powinno! nas, co inoż nie kraty żelazney, ale naymnieyszey dolegliwości cierpliwie znieść nie chcemy. A cóżby się z nami dopiero stało, gdyby podobny owemu staroście tyran wyszukanemi mękami nas dręczyć zaczął? Kiedy teraz małych cierpień nie znosimy, iak przystoi na Chrześcijanina , to przy iawnem prześladowaniu, samego byśmy Boga wydali, byli się doczesnych mąk ochronić. A czemże są doczesne męki w porównaniu z wiecznemi? "